Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

natchnęła rozpacz; co mi jest! ja cię kocham Blanko!
— O Askanio! Askanio! — szepnęła Blanka z wyrzutem i ukontentowaniem.
Zrozumiały się ich serca i nim się jeszcze spostrzegli, ich usta już się z sobą złączyły.
— Mój przyjacielu! — rzekła Blanka zwolna odsuwając Askania.
W uniesieniu wzajem patrzeli w siebie. O, w życiu nie znajdzie się dwóch chwil podobnych.
— A więc — odezwał się Askanio — nie kochasz hrabiego d’Orbec i mnie możesz kochać?
— Askanio — odpowiedziała Blanka głosem miłym i poważnym — dotąd mój ojciec tylko i to rzadko całował mnie w czoło, niestety jestem nieświadomem dzieckiem i wcale nie znam życia, lecz uczułam po drżeniu jakie twoje pocałowanie we mnie sprawiło, że odtąd należeć do ciebie jest moim obowiązkiem. Tak, bo inaczej postąpić pewną jestem, byłoby zbrodnią! Twoje usta uświęciły mnie twoją oblubienicą i żoną, chociażby mi sam ojciec powiedział, ja uwierzę tylko głosowi Boga. Oto moja ręka, ona jest twoją.
— Usłyszcie aniołowie i zazdroście mi! — zawołał Askanio.
Ekstaza już ani się odmalować ani opowie-