Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drudzy za nogi, a siedmiu uszykowało się z przodu dla wstrzymania spodziewanego ataku, tak że w chwili gdy Cellini, Askanio, Jakób Aubry i trzech lub czterech towarzyszy, schodzili z czterech piętr oddzielających taras od ulicy, ludzie niosący Hermana wchodzili do wielkiego Nesle; a gdy Cellini z muszkietem w ręku ukazał się we drzwiach wieży, brama pałacu zamykała się za ostatnim człowiekiem z oddziału prewota.
Nie można było zaprzeczyć, że dla oblegających była to klęska, i ważna.
Cellini, Askanio i ich towarzysze swojemi strzałami zranili trzech lub czterech oblężonych, lecz strata tych ludzi daleko mniej znaczyła dla prewota, niż strata Hermana dla Celliniego.
Nastąpiła chwila osłupienia pomiędzy oblegającymi.
Nagle Cellini i Askanio spojrzeli po sobie.
— Mam pewną myśl — rzekł Cellini patrząc na lewo, to jest ku stronie miasta.
— I ja także — rzekł Askanio patrząc na prawo ku fosom.
— Znalazłem sposób wyprowadzenia garnizonu.
— A ja, mistrzu, jeżeli wyprowadzisz garnizon, znalazłem sposób otworzenia ci drzwi.
— Ilu ludzi potrzebujesz?