Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Będę miał dosyć jednego.
— Wybieraj.
— Jakóbie Aubry — rzekł Askanio — czy chcesz iść ze mną?
— Na koniec świata, mój przyjacielu, na koniec świata! Lecz nie gniewałbym się, gdybym miał jakąkolwiek broń, naprzykład kawałek szpady lub sztyletu.
— A więc — rzekł Askanio — weź szpadę Pagola, któremu już niepotrzebna, gdyż trzyma piętę w prawej ręce a żegna się lewą.
— A oto masz na dopełnienie uzbrojenia mój własny sztylet — rzekł Cellini. Uderzaj nim śmiało, młodzieńcze, lecz nie pozostaw go przypadkiem w ranie, zrobiłbyś zbyt piękny podarunek ranionemu, gdyż jest cyzelowany przezemnie i sama rękojeść kosztuje sto talarów w złocie, jak jeden grosz.
— A ostrze? — rzekł Jakób Aubry. Rękojeść ma bezwątpienia swoję wartość, lecz w podobnym razie ostrze tylko cenię.
— Ostrze nie ma ceny — odpowiedział Benvenuto, gdyż niem zabiłem mordercę mojego brata.
— Wiwat! — zawołał student. — Dalej, Askanio, idźmy.
— Jestem gotów — rzekł Askanio, okręcając