Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/508

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co pan rozumiesz przez to, panie Gilbert?
— Rozumiem, że zobaczyłby biednego dzierżawcę, co znalazł się prostym przypadkiem w Paryżu, że zobaczyłby zacnego człowieka, który ani pisać ani czytać nie umie i który nigdy nie sądził, aby życie jego miało wpływ na wielkie przeznaczenie, zaledwie jego oku dostępne; zobaczyłby człowieka, który raz już chciał opuścić Paryż i chce to teraz uczynić, zobaczyłby człowieka, co wziął skuteczny udział w ocaleniu dziś króla, królowej, i dwojga dzieci królewskich....
Billot patrzył na Gilberta zdziwionemi oczyma.
— Jakże — to, panie Gilbert? — zapytał.
— Jakto? wzniosły prostaczku! Toć że ty zbudziłeś się na pierwszy hałas, ty domyśliłeś się że hałas zwiastuje burzę i pobiegłeś śpiącego pana Lafayette obudzić.
— To bardzo naturalne; dwanaście godzin był na koniu, nie spał wcale przez dwadzieścia cztery godziny...
— Przywiodłeś go do zamku — ciągnął Gilbert i rzuciłeś między oblegających z krzykiem: „Z drogi nędznicy, oto mściciel!“
— Prawda, ja to wszystko zrobiłem — rzekł Billot.
— A więc! Billocie, mój przyjacielu; jeżeli nie przeszkodziłeś zamordowaniu tego młodego człowieka, to przeszkodziłeś zamordowaniu króla, królowej i dwojga ich dzieci! Niewdzięczny, chcesz się uwolnić od służby ojczyźnie, gdy cię ojczyzna tak hojnie wynagradza.
— Kto się tam dowie o tem, co uczyniłem, kiedy sam o tem nie wiedziałem?
— Jeżeli wiemy: ja i ty, Billocie, to czy tego nie dosyć?
Billot zamyślił się, potem wyciągając do doktora spracowaną rękę, powiedział:
— Prawda, masz słuszność, panie Gilbert. Ale człowiek jest słabem stworzeniem, samolubnem, niestałem, pan tylko, panie Gilbert, jesteś wspaniały, silny i stały. Kto pana uczynił takim?
— Nieszczęścia! — odpowiedział Gilbert z uśmiechem od łez smutniejszym.
— Dziwna rzecz... szepnął Billot... ja sądziłem, że nieszczęście czyni ludzi złymi.
— Tak, ale słabych.