Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A przecież ci ludzie zabici, byli nędznikami.
Wtedy powiedziałeś mi panie Gilbert, że zaczną mordować i szlachetnych ludzi. Zabito pana barona de Charny. Nie drżę już, ale płaczę, nie czuję obrzydzenia do innych, ale się boję sam siebie.
— Billot! — zawołał Gilbert.
Ale Billot nie dosłyszał i ciągnął dalej:
— Oto biedny, zabity młodzieniec, panie Gilbert. Był to żołnierz, walczył on, ale nie mordował, i został zamordowany.
Billot westchnął bardzo głęboko.
— Ah! — rzekł — znałem dzieckiem tego nieszczęśliwego. Pamiętam jak, dzieckiem będąc, przyjeżdżał z Boursone do Villers-Cotterets, na szarym koniku i chleb biednym od matki swej przywoził.
Piękne to było dziecię, białe i różowe, o wielkich niebieskich oczach, a śmiało się zawsze. I rzecz dziwna! Gdy go zobaczyłem we krwi rozciągniętego, zdaje mi się, że to nie trup, ale dziecię uśmiechnięte staje mi przed oczyma z koszyczkiem i sakiewką w ręku!
O! panie Gilbert, rzekł Billot, dosyć mam już tego, nie chcę widzieć nic więcej, bo przepowiedziałeś, że i ciebie umierającego zobaczę, a wtedy...
Gilbert lekko pokiwał głową.
— Billot — rzekł — bądź spokojny, godzina moja nie wybiła jeszcze.
— Ale moja nadeszła, doktorze!... Zgniły tam moje żniwa, ziemie leżą odłogiem, czeka rodzina, którą kocham tem więcej, gdy patrzę na tego trupa, którego opłakuje rodzina.
— Co przez to rozumiesz, drogi Billot? Czy przypuszczasz, że litować się będę nad tobą?
— Nie! nie... odparł naiwnie dzierżawca — ale ponieważ cierpię, chcę sobie ulżyć po swojemu.
— To znaczy.
— To znaczy, że chcę wrócić na wieś, panie Gilbercie.
— Znowu?
— A! panie Gilbercie, mnie tam głos jakiś wzywa.
— Strzeż się, Billot, bo ten głos uciekać ci radzi.
— Nie jestem żołnierzem, nie będę więc dezerterem.