Strona:PL Doyle - Znak czterech (tł. Neufeldówna, 1922).pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Ani znaku drabiny?
— Nie.
— Niech go djabli porwą!... Tu można kark skręcić. Powinienem przecież módz zejść tam, gdzie on zdołał się wdrapać. Rynny prawie niema... Ale tu jakoś idzie...
Usłyszałem szuranie nogami, latarnia zaczęła się zsuwać z muru, poczem Holmes lekkim skokiem stanął na beczce, a stamtąd zeskoczył na ziemię.
— Nietrudno było pójść jego śladami — rzekł, naciągając skarpetki i buty. — Dachówki są zupełnie obluźnione; w pośpiechu zgubił ten oto przedmiot, co, jak wy, doktorzy, mówicie, potwierdza moja djagnozę.
To mówiąc, pokazał mi małą torebkę, czy też sakiewkę z kolorowego łyka, ozdobioną kilku jaskrawemi paciorkami. Kształtem i wielkością przypominała papierośnicę. Wewnątrz znajdowało się sześć cierni, ostrych z jednego końca, a zaokrąglonych z drugiego, jak ten, który zabił Bartłomieja Sholto.
— Piekielna broń! — rzekł Holmes. — Uważaj, żebyś się nie ukłół. Jestem uszczęśliwiony, żem to znalazł, bo zdaje się, że więcej tych cierni nie ma, a stąd mniejsza obawa, że jeden z nich znajdzie się wkrótce w twojej lub mojej

89