Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie zbierał pieniądze na budowę domu dla sierot w Kornwalii. Byłem na jego tropie całemi latami, a nigdy jeszcze nie mogłem go schwycić.
— Spodziewam się, że będę miał przyjemność przedstawić go panu tej nocy. Miałem tylko kilka drobnych spraw z Mr. Johnem Clay i zgadzam się z panem, że on przeszedł wszystkie szczeble swojej karyery. Ale to już po dziesiątej i najwyższy czas, abyśmy wyruszyli. Jeżeli panowie weźmiecie obaj jedną dorożkę, to Watson i ja pojedziemy w drugiej za panami.
Sherlock Holmes nie bardzo był rozmowny podczas tej długiej jazdy i siedział w dorożce pochylony w tył, nucąc melodye, które słyszał po południu. Jechaliśmy przez nieskończony labirynt ulic gazem oświetlonych, aż wysiedliśmy na Faringdon Street.
— Jesteśmy właśnie na miejscu, powiedział mój przyjaciel. Ten Merryweather jest dyrektorem banku i osobiście go obchodzi ta sprawa. Myślałem, że dobrze będzie, jeżeli weźmiemy ze sobą także Jonesa. To niezły chłopiec, chociaż kompletny niedołęga w swoim zawodzie. Ma tylko jedną zaletę. Jest zaciekły jak brytan i uparty jak rak, gdy chwyci kogo w swoje pazury. Jesteśmy tu, a oni czekają na nas.