Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dodał, gdy lokaj odszedł. On jest tutaj głową szlachty, stary Cunningham, i bardzo zacnym człowiekiem. Musi być tem zmartwiony, bo człowiek ten pozostawał u niego oddawna w służbie i dobrym był sługą. Widoczne, że to ci sami złoczyńcy, co włamali się do Actona.
— I skradli tę osobliwą kollekcyę, dodał Holmes w zamyśleniu.
— Właśnie.
— Hm! Może się okazać, że to najprostsza sprawa w świecie, ale na pierwszy rzut oka, to samo właśnie jest trochę ciekawe, czyż nie? Banda włamywaczy, działająca na wsi, każe spodziewać się zmiany miejsca swoich operacyi, a nie plądruje dwóch domów w tem samem miejscu w przeciągu kilku dni. Kiedyś pan mówił ostatniej nocy, że trzeba się mieć na baczności, przypominam sobie, że przyszło mi do głowy, że to zapewne ostatni zakątek Anglii, gdzie złodziej, lub złodzieje jeszcze zwracają na siebie uwagę, ale teraz widzę, że mi wiele pozostaje do nauki.
— Zdaje mi się, że to jakiś miejscowy praktyk, rzekł pułkownik. W tym wypadku domy Actona i Cunninghama są to właśnie miejsca, gdzie on powinien był się udać, ponieważ są to najznaczniejsi ludzie tutaj.
— I najbogatsi?
— Tak, powinni być; ale oni się proce-