Przejdź do zawartości

Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sowali przez kilka lat, co kosztowało ich obu trochę krwi. Stary Acton miał jakieś pretensye do połowy majątku Cunninghama, a prawnicy aż tonęli w tej sprawie.
— Jeśli to jest miejscowy zbrodniarz, to nie powinno być wielkiej trudności w schwytaniu go, rzekł Holmes ziewając. Mimo to, Watsonie, nie mam zamiaru mieszać się do tego.
— Inspektor Forrester, sir, zaanonsował lokaj, roztwierając drzwi.
Wszedł do pokoju urzędnik, dziarski, młody człowiek o przenikliwem wejrzeniu.
— Dzień dobry, pułkowniku, rzekł. Spodziewam się, że nie przeszkadzam, ale myśmy słyszeli, że Mr. Holmes z Baker-Street jest tutaj.
Pułkownik skinął ręką w kierunku mego przyjaciela, a inspektor ukłonił się: Myślę, że będzie pan może łaskaw zająć się tą sprawą, Mr. Holmes.
— Losy są przeciw tobie, Watsonie, wyrzekłem z uśmiechem. Właśnieśmy gawędzili o tej sprawie, gdyś pan nadszedł, inspektorze. Może pan opowie nam jakie szczegóły. Kiedy on pochylił się na krześle w właściwy sobie sposób, wiedziałem, że sprawa była bez nadziei.
— Nie znaleźliśmy poszlaków w sprawie Actona. Ale tu mamy dowodów podostatkiem, aby postąpić naprzód, i bez wątpienia ta sama