Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia własnego, co — jak się pokazało — miało mieć dla mnie wielką wartość.
Stary Książę Cambridge zlustrował nas w jakiejś londyńskiej hali. Przy tej sposobności padłem znowu ofiarą jednego z tych dziwnych zdarzeń, które powtarzały się w mem życiu częściej, niż w życiu innych. Staliśmy na baczność w naszych nowych mundurach, barwy „khaki“ i tropikalnych hełmach, kiedy zbliżała się chwila inspekcji przez członka rodziny królewskiej. Gdyby nam kazano ustawić się w czwórki, nastąpiłoby zapewne ogólne pomięszanie; na szczęście pozwolono nam zostać w dwóch linjach. Ja stałem w linji frontowej, u jej prawego końca. Z oczyma sztywnie utkwionemi przed siebie, zdałem sobie jednak rychło sprawę, że inspekcja ma się zacząć od mojego końca. Nagle książę zatrzymał się naprzeciw mnie, otoczony świtą i stał bez ruchu. Pozostałem w postawie wyprostowanej sztywnie, z oczyma utkwionemi w przestrzeń obok jego postaci, która stała również nieporuszona, tak blisko mnie, że czułem na twarzy oddech. — Co takiego, u djabła? — pomyślałem, nie drgnąwszy jednak wcale. — Co to jest? — zapytał nagle książę, zaczem głośniej — Co to jest? — wreszcie z rodzajem zdumienia — Cóż to jest? — Nie poruszyłem się wcale, lecz jeden z dziennikarzy, których grupa stała po mojej prawej stronie, wybuchnął nagle stłumionym śmiechem. W otoczeniu księcia poczęły się jakieś szepty i wyjaśnienia, poczem zabawny staruszek podreptał dalej. Czyż jednak można sobie wyobrazić bardziej komicz-