Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otwarte; obok niego leżał na ziemi dymiący jeszcze pistolet.
Wyjrzeliśmy przez okno na dół i wydaliśmy okrzyk zdziwiena; głęboko w dole, na wozie naładowanym workami, leżał Toussac i oddychał ciężko. Worki piętrzące się na kupie złagodziły siłę upadku; tak tedy, pomimo skoku z tak strasznej wysokości, nic mu się nie stało, tylko gwałtowne wstrząśnienie pozbawiło go oddechu. Gdy usłyszał nasze głosy, spojrzał w górę, pogroził nam pięścią z miną wyzywająca, zsunął się z wozu na ziemię i skoczył na konia Savary’ego. Ostrym galopem popędził przez pola. Strzeliliśmy za nim ja i Gérard, jednak chybiliśmy, albowiem był już za daleko. Koń jego, podniecony kulami, pędził z szybkością błyskawicy.
Zbiegliśmy po schodach na dół i skoczyliśmy, ja i Gérard, na nasze konie. Zanim jeszcze siedzieliśmy w siodłach, Toussac dostał się już na przeciwległe wzgórze, a odległość, która nas dzieliła, była już tak wielka, że ten olbrzymi człowiek i potężny rumak wydawali nam się jak jakiś drobny przedmiot.
Wszystkie okoliczności sprzyjały jego ucieczce. Zaczynało się już ściemniać, a rozległe trzęsowisko, dokąd nie moglibyśmy za nim podążyć, rozciągało się tuż na lewo od niego. Lada chwila mógł skręcić w bok na moczary i zniknąć nam z oczu. On jednak pędził prosto przed siebie i oddalał się coraz bardziej od wybrzeża. Dokąd zdążał właściwie i jakie były jego plany? Gonił, nie zatrzymując się i nie namyślają się, jak człowiek pewny tego, co robi.
Porucznik Gérard i ja, byliśmy lżejsi od niego, a konie nasze były równie dobre, jak jego wierzchowiec. Poczynaliśmy się tedy zbliżać do niego. Stawało się widoczne, że dopędzimy go, jeżeli go nie stracimy