Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z wnętrza izby dał się słyszeć śmiech chrapliwy.
— Nie należę do tych, którzy ślą poddają. Ale gotów jestem zawrzeć z wami układ następujący: Mam jeszcze tej nocy pewną drobną sprawę do załatwienia. Jeżeli mnie zostawicie w spokoju do jutra, przyrzekam wam pod słowem honoru, że jutro sam dobrowolnie stawię się w obozie. Idzie tu o mały dług, który mam jeszcze spłacić. Dziś dopiero dowiedziałem się, czyim jestem dłużnikiem.
— Na to nie możemy się zgodzić — odpowiedział Savary.
— Przez to zaoszczędzilibyście sobie wiele przykrości.
— To nie uchodzi, poddaj się pan, gdyż inaczej weźmiemy cię przemocą.
— Nie uda się wam to tak łatwo.
— Nie możesz pan nam się wymknąć. A więc naprzód, towarzysze, wyłamać te drzwi.
Wtem rozległ się odgłos strzału, kula wypadła przez dziurkę od klucza, świsnęła koło naszych uszu i utkwiła w ścianie naprzeciwko.
Rzuciliśmy się teraz z wściekłością na drzwi, które były na szczęście zbutwiałe i nie zdołały powstrzymać naszego naporu. Wkrótce rozsypały się z przerażającym łoskotem. Wpadliśmy do izby, trzymając w ręku broń gotową do strzału — była próżna, Tousac znikł bez śladu.
— Gdzież on jest do djabła! — krzyknął dziko Savary. — To przecież strych, który ma tylko jeden wychód.
Kwadratowy strych ten, na którym znajdowaliśmy się, był próżny, z wyjątkiem kilku leżących dokoła worków ze zbożem. Jedyne okno naprzeciw drzwi było