Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zajęły stroje wschodnie, jako oznaka hołdu dla zdobywcy Egiptu. Lukrecja przemieniła się w Zulejkę, a salony, w których panowała przez krótki czas surowa cnota starego Rzymu, stały się nagle podobne do haremów wschodnich.
Nie spodziewając się, że zastanę tu kogo znajomego, cofnąłem się zaraz po wejściu w kąt salonu. Ku memu wielkiemu zdziwieniu jednak, ktoś pociągnął mnie za rękaw. Obróciłem się i ujrzałem przed sobą ukochanego wuja Bernaca. Twarz jego, poorana zmarszczkami, była jak zwykle martwa i bez wyrazu. Mimo mego oporu, pochwycił mnie za rękę i ściskał ją z wymuszoną serdecznością.
— Kochany Ludwisiu — mówił. — Przybyłem tu przedewszystkiem dlatego, aby ciebie zobaczyć.
Widząc zaś moją minę niedowierzającą, dodał:
— Nie chcę i temu przeczyć, że skorzystałem chętnie ze sposobności, aby się znów raz pokazać na dworze cesarskim. Wszak podróż do Paryża daleka i uciążliwa. Mimo to jednak zapewniam cię, że głównie sprowadziło mnie tu pragnienie, aby się z tobą widzieć. Cesarz, jak słyszałem, przyjął cię nadzwyczaj łaskawie i chce cię przyjąć do swej osobistej służby. Mówiłem z nim o tobie i poleciłem cię jego życzliwości, dając mu do zrozumienia, że gdy ci okaże należyte względy, potrafisz skłonić innych emigrantów, by za twoim przykładem wrócili do Francji.
Poznałem wprawdzie, że to kłamstwo, mimoto jednak ukłoniłem się, mrucząc kilka banalnych słów podziękowania.
— Masz jeszcze zapewne żal do mnie z powodu owej sceny w Grobois — rzekł — a jednak nie masz do tego bynajmniej powodu. Bóg świadkiem, że pragnę tylko twojego szczęścia. Jestem człowiekiem starym