Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i schorowanym, Ludwisiu, a mój zawód jest, jak sam przyznasz, bardzo niebezpieczny. Sybilla to moje jedyne dziecko. Kto ją otrzyma, stanie się panem na zamku Grobois. Jest to dziewczyna zachwycająca i pełna uroku; nie powinieneś zwracać uwagi na jej brzydkie zachowanie się wobec mnie w twej obecności. Niech cię to nie odstrasza. Jej gniew z powodu tego, co nastąpiło, był do pewnego stopnia usprawiedliwiony. Spodziewam się, że w międzyczasie zastanowiłeś się nad moim projektem i że zmieniłeś twoje poprzednie zdanie?
— Tu niema się co zastanawiać. Nie chcę o tem więcej mówić, — odparłem krótko.
Bernac wydawał się pogrążony w zamyśleniu.
— A więc dobrze, — rzekł wkońcu. — Dajmy temu spokój. Ale nie możesz mieć do mnie urazy z tego powodu, że cię chciałem mieć moim spadkobiercą. Bądź rozsądny, Ludwisiu, leżałbyś teraz zaduszony, sześć stóp głęboko w trzęsawisku, gdybym cię nie był ocalił od śmierci, z narażeniem własnego życia.
— Miałeś w tem interes, wuju, aby mi życie ocalić — odpowiedziałem.
— Być może. Ale w każdym razie zawdzięczasz mi je. Dlaczego masz do mnie jakąś urazę? Wszak to nie moja wina, że twój zamek dostał się w moje ręce.
— To też nie z tego powodu.
— A z jakiego?
Miałem dość powodów, by czuć wstręt do tego człowieka. Pogardzałem nim, ponieważ tak haniebnie zdradził swoich towarzyszów i zawiódł ich zaufanie, brzydziłem się nim po tem wszystkiem, co mi Sybilla o nim opowiadała, nienawidziłem go, gdyż był sprawcą wszystkich tych niezmiernych nieszczęść, które spotkały