Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścimy“. Świat czeka rok, czy więcej, poczem powtarza znowu: „Wyjdźcie!“ „Wyjdziemy“ — twierdzi Anglja — „w Chartumie są zamieszki, kiedy je uspokoję, wyjdziemy z rozkoszą.“ I znowu czekamy, aż wszystko się ułoży i znowu upominamy. „Wyjdź!“ „Jakże mogę wyjść — mówi Anglja — ciągle są jeszcze napady i bitwy. Jeżeli się usuniemy, Egipt będzie zalany“. „Ależ kiedy niema żadnych napadów“ — powiada świat. — „Jak to niema?“ — wpiera Anglja i wtedy napewno najdalej po tygodniu, pisma pełne będą nowych napadów derwiszów. Mój panie, nie jesteśmy wszyscy ślepi, rozumiemy doskonale, jak się takie rzeczy urządza. Kilku beduinów, trochę kubanów, parę ślepych nabojów i jest napad“.
„Tak, tak — mówił amerykanin — rad jestem, że dowiedziałem się prawdy w sprawie, która często niepokoiła mię. Ale właściwie, co Anglja na tem zyska?“
„Zyska kraj, proszę pana“.
„Rozumiem. Pan przypuszcza, dajmy na to, że tu jest korzystna taryfa na towary angielskie?“
„Nie, panie, ta jest wszędzie jednakowa“.
„A zatem. Układ z Wielką Brytanją?“
„Otóż to właśnie“.