Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 06 - Człowiek z blizną.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pociąg do opium, udawał się do jakiejś okropnej jaskini na wschodniej części miasta.
Dotychczas orgie te jego ograniczały się zawsze do jednego dnia tylko, poczem powracał zwykle wieczorem wyczerpany i śmiertelnie znużony do domu. Ale tym razem nieobecność jego przeciągnęła się aż do czterdziestu ośmiu godzin i w tej chwili leżał on tam pewnie w owej spelunce między różnymi wyrzutkami społeczeństwa i pijanymi majtkami, przesypiając skutki strasznej trucizny.
Spodziewała się, że znajdzie go z pewnością w „Złotej Szynkowni“ przy Swandam Street. Ale cóż ona mogła poradzić? Młoda, nieśmiała kobieta nie mogła przecie wejść do takiej jaskini i wydrzeć męża z rąk hałastry, która się tam zbiera?
Tak rzecz się miała i w istocie wyjście było tylko jedno. Czy nie mógłbym jej towarzyszyć na miejsce? Albo — może lepiej będzie, jeśli sam pójdę? Jestem przecie lekarzem jej męża i posiadam wpływ na niego. Nie byłbym tak skrępowany we wszystkiem jak ona.
Dałem jej słowo, że w ciągu dwóch godzin odwiozę go w powozie do domu, jeśli go rzeczywiście zastanę we wskazanem miejscu. W dziesięć minut potem miałem już poza sobą wygodny fotel i pokój, jadąc w sprawie, która już zgóry wydawała mi się niezwykłą, choć dopiero potem przekonałem się, jak rzeczywiście niezwykłą była.
Pierwsza część mojej wyprawy obyła się bez trudności. Swandam Street jest to brzydki zaułek, ciągnący się poza wielkimi składami, stojącymi na północ od Tamizy, aż do London-Bridge. Między budą tandeciarza a wstrętnym szynkiem znalazłem wreszcie poszukiwaną ciemną jak piwnica spelunkę, do której wiodły spadziste brudne schody. Kazałem woźnicy czekać, a sam zszedłem na dół. Nogi pijaków, snujących się tu nieustannie, zostawiły na stopniach głębokie ślady. Przy migotliwem świetle lampy olejnej znalazłem klamkę i wszedłem do długiej, nizkiej izby. Była ona pełna brunatnego dymu opium. Szereg drewnianych tapczanów nadawał jej pozór kajuty okrętu, który wywozi wychodźców.
W półmroku i dymie zaledwie że mogłem odróżnić kształty osób, leżących naokół w fantazyjnych pozach — ze ściśniętemi ramionami, wykrzywionemi kolanami, odrzuconą głową lub zadartą do góry brodą. Tu i owdzie zwróciło się do mnie ciemne, zagasłe oko. W posępnym wzroku