Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Twój kuzyn jest odważny, Sybillo; nie możnaby tego powiedzieć o pewnym znanym mi osobniku.
— O kim?
— Dajmy temu pokój! — przerwał stary, jak gdyby bał się, żeby za wiele nie powiedział.
Wstał od stołu i wyszedł.
Młoda dziewczyna podniosła się, zrobiła ruch, jakby chciała biedź za nim, potem wstrzymała się, wzruszyła ramionami i śmiać się zaczęła.
Staliśmy naprzeciwko siebie zaambarasowani.
— Nigdy pan nie widziałeś twojego wuja? — zapytała po krótkiem milczeniu.
— Nigdy.
— Jaką opinję powziąłeś pan o nim?
Podobne pytanie ze strony córki o ojca wprawiło mnie w zdumienie. Cóż to był za człowiek, ażeby dziecko jego rodzone odzywało się o nim w ten sposób?
— Nie odpowiadasz pan — rzekła — to wystarcza! Nie wiem jak i gdzie spotkaliście się; nie wiem również, co zaszło pomiędzy wami tej nocy, gdyż nie zwierzamy się sobie z ojcem; lecz na pewno poznałeś jego charakter.
Milczałem; nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
— Ach! muszę się o coś pana spytać — zaczęła. — Ojciec mój pisał, zachęcając pana do powrotu do Francji, wszak prawda?
— Tak.
— Czy nic pan niezauważyłeś po nad jedną pieczęcią na kopercie?
— Jakto! — zawołałem i nagle mi się w głowie rozjaśniło — te dwa słowa angielskie, to pani napisała?
— Ja. W ten sposób tylko mogłam przeszkodzić, abyś nie przyjął zaproszenia mojego wuja.
— Ale dlaczego chciałaś pani przeszkodzić w przyjęciu