Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zatem nie potrzebujemy się spieszyć — zauważył Sawary — zuch chłop, do nas należy... Winszuję ci poruczniku, dobrze przebiłeś szeregi nieprzyjacielkie... Mam nadzieję, żeś się nie zranił?...
— Nie, generale, kilka draśnięć...
— Tem lepiej... Bierz pistolety Gérard, i ty także panie de Laval... A gdzie młynarz z tego młyna?...
— Jestem! — odezwał się mężczyzna — nizki i gruby, zbliżając się ku nam. — Czego chcecie odemnie, zbóje, złodzieje, mordercy?...
— Powtóż-no, powtórz jeszcze! — przerwał Gérard.
— Tak, zbóje, tak, złodzieje, tak, mordercy!... Jakiem prawem w taki sposób wchodzicie do mnie? Siedzę sobie spokojnie z fajką, tak jak zawsze o tej godzinie, a tu trzask... i pan wpada nie wiem zkąd oknem... patrzcie, jeszcze jestem osypany szkłem — i wprowadza drugich, jak gdyby dom do niego należał!... Nie dość miałem kłopotu z moim lokatorem, trzeba jeszcze, żeby takich trzech łotrów przybyło!...
— Masz u siebie w domu spiskowca, nazwiskiem Toussac — rzekł surowo generał Savary.
— Toussac!... nie znam! W dodatku, nie przyjmuję do domu spiskowców... Mój lokator nazywa się Maurycy, jest kupcem towarów bławatnych...
— To ten sam. W imieniu prawa przychodzimy go aresztować.
? Co? Jak? — bełkotał młynarz. — Nie badałem tego Maurycego. Zapłacił dobrze za pokój... Rozumiecie, panowie, że w tych czasach nie można żądać świadectwa dobrego prowadzenia od lokatora. Lecz jeżeli ma zatargi z rządem, to co innego; nie mieszam się do tego! Jednak muszę powiedzieć, aby mu oddać sprawiedliwość, że to chłopiec spokojny.... dopiero jak odebrał list...
— Jaki list? — zapytał Savary.
Młynarz spuścił głowę i nie odpowiadał.