Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mów, rozkazuję!
— Ależ ja... ja nic nie wiem, mój dobry panie!
— Uprzedzam, że teraz narażasz twoją głowę.
— A więc powiem panu, co widziałem!... Jakaś kobieta przyniosła mu list niedawno i odtąd jest jak warjat... Chodzi po pokoju, przewraca wszystko... i powtarza ciągle, że zabije kogoś... Będę okrutnie rad jak on sobie odejdzie.
— No, panowie, do ataku! — rzekł generał Savary wyjmując szablę. — Zostawmy konie przede drzwiami: nie ma obawy, żeby Toussac z tego skorzystał, ponieważ niema którędy zemknąć. Pistolety nabite, wszak prawda!...
— Tak, generale.
Zapuściliśmy się na schody. Prawdziwa drabina!...
Wspinając się, mało dwadzieścia razy nie skręciliśmy karku.
Na pierwszem piętrze weszliśmy do pokoju, w którym było posłanie ze słomy z odciśniętą formą ludzką. Ktoś tu sypiał... może Toussac.
— Gdzie jest to bydlę? — mruczał pod nosem Savary.
— Zapewne wdrapał się wyżej — odezwał się Gérard. Wydostaliśmy się na drugie piętro i zaczęliśmy tam wybijać drzwi.
— Poddaj się, Toussac! — krzyknął generał — i tak jesteś otoczony...
— Nie należę do tych, którzy się poddają — wymówił grubym głosem olbrzym... Jednak, zgadzam się na układy... Mam jeden rachunek do uregulowania... dług do spłacenia... Dziś dopiero dowiedziałem się o nazwisku wierzyciela. Zostawcie mnie w spokoju do jutra, a przyrzekam, sam przyjdę do obozu cesarza i oddam się jako więzień.
— Niepodobna na to pozwolić — odparł Savary.
— Źle robicie... No, namyślcie się...
— Niepodobna, mówię. Poddaj się, Toussac!...
— Nigdy!...