Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy podnieśliśmy głowy, zobaczyliśmy na szczycie wzgórza kobietę, z przysłoniętemi ręką oczami od blasku, przepatrującą okolicę.
— Baczność! — rzekł Savary. — Kobieta czuwa, zatem Toussac jest jeszcze w młynie!.. Posuwajmy się dalej dokoła doliny, nie oddalając się...
— Generale, możebyśmy szybciej puścili konie? — zapytałem.
— Nie grunt jest zanadto nierówny. Wreszcie, lepiej nie zwracać uwagi.
Jechaliśmy tedy jak można spokojnie, gdy nagle rozległ się krzyk ostry, aż podskoczyliśmy na siodłach.
Kobieta na czatach odkryła nas. Patrzyła przez sekundę z nieufnością, potem, postawy wojskowe moich towarzyszów zmieniły prawdopodobnie podejrzenia jej w pewność; zerwała chustkę, którą była okryta i powiewała nią szybko na znak niebezpieczeństwa.
Savary zaklął i dawszy ostrogę koniowi, pomknął naprzód, a Gérard i ja za nim.
Sto kroków co najwyżej dzieliło nas jeszcze od młyna, kiedy wybiegł z niego człowiek... Nie było wątpliwości. Broda najeżona, postawa atlety, mogły tylko należeć do Toussac’a.
Rzucił na nas wściekłe spojrzenie, potem, poznawszy, że nie miał czasu na ucieczkę, wszedł z powrotem do młyna i drzwi za sobą zatrzasnął.
— Oknem! Gérard, oknem!... — krzyknął Savary.
Okno to było w niższej części młyna, zamknięte jedną szybą.
Huzar zeskoczył z konia i cofnąwszy się dla nabrania rozpędu, przebił sobą szybę, jak klown w cyrku koło zalepione papierem.
Prawie natychmiast otworzył nam drzwi, z twarzą podrapaną i rękami zakrwawionemi.
— Toussac uciekł na schody — rzekł.