Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 167 –

podróżna, gdy nagle Holms pociągnął mnie za rękaw.
— Patrz! czy nie miałem racyi? — powiedział.
Zza lasku ukazał się dym, a niespełna w minutę przemknęła przed nami, jak burza, lokomotywa z jednym tylko wagonem. Ledwieśmy zdążyli ukryć się za stosem skrzyń i kufrów.
— To on jedzie! — rzekł Holms, wskazując pociąg, — tym razem jednak omylił się nieco w rachunku.
— A cóż by było, gdyby nas dopędził?
— Nie ulega wątpliwości, że godził by na moje życie. Możesz jednak być pewny, że i ja nie prędko bym spuścił z tonu. Teraz chodzi o to, czy zjeść tu śniadanie, czy poczekać aż do przyjazdu do Newhaven.
Tej nocy przyjechaliśmy do Brukseli i zabawiliśmy tam dwa dni; trzeciego wyjechaliśmy do Strasburga. W poniedziałek rano Holms zatelegrafował do policyi tajnej i wieczorem otrzymał odpowiedź. Przeczytawszy ją, rzucił z przekleństwem na ziemię.
— Tego się obawiałem, — jęknął, — wymknął się im!
— Moriarti!
— Schwytali całą szajkę, oprócz niego; drapnął im! Podczas mojej tam nieobecności nikt nie mógł, to pewna, iść z nim w zawody; ale się spodziewałem, że cała rzecz, przezemnie