Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 136 –

W minutę potem byliśmy już na ulicy i skierowaliśmy się ku domowi. Przeszliśmy cały Oxford Street, zanim usłyszałem słowo od mego towarzysza.
— Przepraszam cię, Watsonie, za fatygę z powodu tego cymbała, — rzekł nareszcie. — Chociaż w gruncie rzeczy sprawa ta nie pozbawiona pewnej niepowszedniości.
— Nic a nic jej nie rozumiem, — przyznałem się otwarcie.
— Chodzi o to, że dwóch czy może więcej ludzi pragnie się dla jakichś celów dostać do Blessingtona. Nie wątpię o tem, że ów piękny młodzieniec, jak pierwszym, tak i drugim razem, bawił w pokoju Blessingtona, podczas gdy rzekomy ojciec pozostawał w gabinecie doktora.
— Ależ atak?..
— Najzwyklejsze oszustwo, Watsonie, chociaż o tem nie napomknąłem naszemu specyaliście. Bardzo jest łatwo udać tę chorobę, sam nieraz to stosowałem.
— Cóż dalej?
— Traf zdarzył, że Blessingtona nie było w domu. Wybrali tę niepospolitą godzinę na poradę, żeby w poczekalni nie było nikogo prócz nich. Tymczasem tak wypadło, że godzina ta zeszła się z nieobecnością Blessingtona, o czem, naturalnie, nie wiedzieli i co wskazuje, że nie znali dokładnie trybu jego życia. Gdyby mieli