Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jemny widok. W dali wyrastał szereg niezgrabnych budynków, nakształt olbrzymich butelek. Był to krocksleyski browar. Jednocześnie niemal zatrzymał procesję przecinający drogę jeszcze dłuższy pochód. Cała prawie droga była wprost zalana powodzią powozów i szarabanów. Procesja Wilsona zatrzymała się, oczekując na ich przejazd. Wymijając przeciwnika, ludzie z żelaznej fabryki wykrzykiwali i rzucali obelgi, zależnie od nastroju. Rywale obrzucali się wzajemnie ostrymi kamieniami, podobnymi do brył węgla.
— Wieźcie go, wieźcie! — krzyczeli ludzie z Krocksley, — a czyście mu przyszykowali trumnę, żeby go napowrót w niej zabrać?
— No, no, powoli! — odpowiadano ze strony Wilsona, — a gdzie macie swego koślawca? Niech się każe sfotografować, przynajmniej będziecie widzieli, jaką miał gębę.
— Co! to ma być champion? Pfi! Zaledwie niedopieczony doktór.
— Poczekajcie, jak poprzetrąca kulasy waszemu championowi z Krocksley, to dopiero przekonacie się, że doktór.
Takie oto uprzejme zdania wymieniali między sobą współzawodnicy, sportsmeni. Nagle wśród tłumu z Krocksley rozległ się krzyk, przechodząc w nieopisane wycie, pełne zachwytu. Przez drogę