Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeniu zbladł, jak kreda. Mój Boże! Niedziela, szlachetny doktór Oldakr, uczciwa praktyka i oto nagle bójka w aptece! Jeżeli wiadomość o tem rozejdzie się, nie pozostanie nic innego, jak rzucić posadę. Przypuśćmy, że posada jest godna pożałowania, ale czy inną można znaleźć bez referencji? Brak środków na wpisowe, teraz znów stracona posada — co dalej będzie? Poprostu rozpacz ogarnia.
Jednak może się uda zażegnać sprawę. Student chwycił za rękę swego przeciwnika, wyciągnął go na środek pokoju, rozluźnił mu krawat i zaczął nacierać twarz zmoczoną w wodzie gąbką. Robotnik westchnął, jęknął nieludzkim głosem i siadł na podłodze.
— Niech cię djabli porwą! zepsułeś mi krawat — warknął, otrząsając wodę z surduta.
— Przykro mi bardzo, żem pana tak silnie uderzył — usprawiedliwiał się Monthomeri.
— Silnie uderzył! Twoje uderzenie jest śmieszne, bo takie bicie wytrzymam w ciągu całego dnia. Nie od pięści twej upadłem, ta półka parszywa rozbiła mi łeb. No, dobrze. Chwal się żeś mnie powalił z nóg. A obecnie bądź łaskaw zrobić dla żony mojej lekarstwo.
Monthomeri spełnił prośbę skwapliwie i wydał robotnikowi lekarstwo.