Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Radziłbym panu trochę odpocząć, pan jest jeszcze osłabiony — rzekł.
— Nie mogę, żona czeka na lekarstwo — odparł górnik i wysunął się z apteki.
Student podszedł do okna. Robotnik wlókł się krokiem chwiejnym, poczem spotkał go drugi robotnik, i obadwaj poszli dalej pod rękę. Widocznie górnik zwyczajem ludzi północnych nie miał pretensji za pobicie, więc doktór nie dowie się o całej sprawie. To przypuszczenie uspokoiło Monthomeri, bo szybko mokrą ścierką zatarł ślady na podłodze, zrobił w aptece porządek i zabrał się do przygotowania lekarstw. W duchu dziękował Panu Bogu, że tak ryzykowna awantura skończyła się pomyślnie.
Mimo to student czuł się nieswojo. Gorzej jednak zrobiło mu się po południu. Gdy znalazł się u siebie w mieszkaniu, weszła służąca i oznajmiła mu, że w aptece czekają na niego jacyś trzej panowie, którzy chcą z nim pomówić. Monthomeri osłupiał. Zdawało mu się, że Barton umarł, a ci panowie są jego kuzynami i przyszli zagniewani w celu pociągnięcia go przed oblicze sędziego śledczego. Badania, ajenci, więzienie i inne ponętne właściwości policyjne — ukazały się teraz wylęknionym jego oczom, jak potworne widzia-