Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawniejszych wypadkach. Ale o tej robocie nic nie powiemy, dopóki nie będzie skończoną.
— Jest tu przynajmniej z tuzin takich, z którymi mam na pieńku — rzekł Mc Murdo z przekleństwem. — Przypuszczam, że nie chodzi o Jana Knoxa z Iranhillu? Chciałbym, aby kiedyś dostał, na co zasłużył.
— Nie; to nie on.
— A może Herman Strauss?
— Nie; i on nie.
— Trudno, nie możemy was zmuszać, jeśli nie chcecie powiedzieć, ale jestem bardzo ciekaw.
Sawler uśmiechnął się i wstrząsnął głową. Nie dał się wyciągnąć na słówka. Mimo niechęci swoich gości, Scanlan i Mc Murdo powzięli niezłomną decyzję być obecnymi przy, tak nazwanym przez nich, „kawale“. Kiedy zatem pewnego ranka Mc Murdo usłyszał, że schodzą cicho po schodach, obudził Scanlana i obaj ubrali się czemprędzej. Wdziawszy ubrania, przekonali się, że goście ich wymknęli się, pozostawiając drzwi otwarte. Było jeszcze ciemno i w świetle lamp ulicznych dostrzegli obu w pewnej odległości. Pospieszyli za niemi, stąpając cicho przez głęboki śnieg. Dom ich stał prawie na skraju miasta tak, że wkrótce znaleźli się poza jego obrębem. Czekało tu trzech ludzi z którym i Sawler i Andrews odbyli krótką, gorączkową naradę. Potem ruszyli razem. Widocznie była to jakaś poważna robota, która wymagała większej liczby uczestników. Zmiejsca tego rozchodziło się kilka dróg, prowadzących do różnych kopalni.
Obcy skierowali się na drogę do Crow Chil, poważnego przedsiębiorstwa, będącego w dobrych