Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z pewnością żadne nie były silniej tem piętnem nacechowane, niż rysy Enocha J. Drebbera z Clevelandu. Niemniej musiałem uznać, że sprawiedliwości powinno stać się zadość i że nikczemność zamordowanej ofiary nie może być okolicznością łagodzącą w oczach prawa.
Im bardziej się zastanawiałem, tem nieprawdopodobniejszą wydawała mi się hypoteza mego towarzysza, utrzymującego, że ów człowiek został otruty. Przypomniałem sobie, że Holmes wąchał jego usta i nie wątpiłem, iż odnalazł jakąś wskazówkę, która mu te myśl poddała. Jeśli wszakże nie trucizna, to cóż innego spowodowało śmierć tego człowieka, skoro nie było ani rany, ani oznak uduszenia? A z drugiej strony, czyjaż krew polała się strumieniem po podłodze?
Nie było śladów walki, nie miała też ofiara broni, którą mogłaby zranić napastnika. Czułem, że dopóki wszystkie te pytania nie zostaną należycie wyjaśnione, ani Holmes, ani ja nie będziemy mogli spać spokojnie. Równowaga i pewność siebie mego towarzysza były mi dowodem, że wytworzył sobie już teoryę, tółmaczącą te wszystkie fakty; lecz jaka była ta teorya, nie mogłem domyśleć się nawet.
Holmes wrócił późno — tak późno, iż oczywistem było, że nie cały czas spędził na koncercie. Siedziałem już przy obiedzie, gdy się ukazał.
— Koncert był wspaniały — rzekł, zajmując zwykłe miejsce. — Pamiętasz pan, co mówi Darwin o muzyce? Utrzymuje, że ludzie umieli ją tworzyć i oceniać na długo zanim nauczyli się mówić. Może dlatego muzyka przejmuje nas tak do głębi. Nosimy w duszy niejasne wspomnienia tej epoki, tonącej w mgle wieków, kiedy świat był jeszcze w stanie dzieciństwa.
— Pojęcie nieco za szerokie — zauważyłem.
— Pojęcia powinny być zawsze równie szerokie, jak przyroda, jeśli mają być jej wyrazem — od-