Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IV.
Co powiedział Jan Rance.

Była już pierwsza, gdy wychodziliśmy z pod nru 3, w Lauriston Gardens. Sherlock Holmes zaprowadził mnie do najbliższego biura telegraficznego, zkąd wysłał długą depeszę. Następnie zawołał dorożki i kazał się zawieźć pod adres, wskazany przez Lestrade’a.
— Niema jak wiadomość z pierwszej ręki — zauważył; — faktycznie wiem już czego się trzymać w tej sprawie, lecz należy dowiedzieć się wszystkiego co tylko można; nie należy niczego zaniedbywać.
— Zdumiewasz mnie pan — rzekłem; — nie zechcesz pan chyba wmówić we mnie, że jesteś taki pewny tych wszystkich szczegółów, o których mówiłeś, jak wydajesz się na pozór?
— Niepodobna tu się mylić — odparł. — Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, po przybyciu na miejsce, był podwójny ślad kół dorożki wzdłuż kraty. Otóż, deszcz nie padał od tygodnia do wczoraj, tak, że te głębokie bruzdy musiały być wyżłobione przez koła w ciągu dzisiejszej nocy. Są tam również ślady podków: kształt jednej z nich jest daleko wyraźniejszy niż pozostałych trzech, co wykazuje, że ta jedna podkowa jest nowa. Skoro dorożka była tam już podczas deszczu, a nie zajeżdżała, o czem zapewniał mnie Gregson, zrana, musiała tedy przyjechać w nocy, a ztąd wniosek prosty, że przywiozła mordercę i jego ofiarę.
— Wywody pańskie są zupełnie logiczne — rzekłem. — Ale zkąd mógł pan wywnioskować jakiego wzrostu był morderca?
— Widzi pan, wzrost mężczyzny, w dziewięciu wypadkach na dziesięć, można ocenić według długości jego kroków. Jest to obliczenie bardzo