Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przynajmniej możność poświęcenia życia swego zemście. Z niesłychaną cierpliwością, z wytrwałością nieporównaną, łączył Jefferson Hope uczucie nienawiści i mściwości takie potężne, że nie powstydziliby go się Indyanie, śród których żył tak długo. Stojąc nad opuszczonem ogniskiem, uczuł, że jedyna rzecz mogła ból jego złagodzić: odwet, straszliwy, krwawy odwet na wrogach. Poprzysiągł sobie, że odtąd ten jeden cel będzie miał w życiu i jemu poświęci całą siłę woli, całą niewyczerpaną energię swoją. Blady śmiertelnie, z wyrazem zaciętego bólu na twarzy, powrócił tam, gdzie upuścił swą zdobycz i, roznieciwszy znów ogień, upiekł tyle mięsa, żeby mu starczyło na kilka dni. Poczem zawinął je i nie bacząc na znużenie, wyruszył w powrotną drogę śród gór, idąc śladami tych, którzy nadali sobie nazwę aniołów mścicieli.
Pięć dni wlókł się, wyczerpany, z pokrwawionemi stopami, przez wąwozy, które już poprzednio przebył konno. Nocą padał gdziekolwiek, pod skałą i spał przez kilka godzin, lecz o świcie był już zawsze na nogach. Szóstego dnia dodarł do Orlego Wąwozu, który był pierwszą stacyą ich ucieczki, tak strasznie zakończonej i ztamtąd mógł już widzieć siedzibę Świętych.
Spojrzawszy uważniej w tę stronę zauważył, że na niektórych główniejszych ulicach powiewały flagi, odróżnił też inne oznaki uroczystości. Zapytywał siebie w duchu, coby to miało znaczyć, gdy naraz usłyszał odgłos kopyt końskich i ujrzał zbliżającego się ku niemu jeźdźca. Niebawem poznał w nim Mormona, nazwiskiem Cowper, któremu niejednokrotnie oddawał różne przysługi. Zaczepił go tedy, gdy podjechał, chciał bowiem przedewszystkiem dowiedzieć się, jaki los spotkał Lucy Ferrier.
— Jestem Jefferson Hope — rzekł. — Pamiętacie mnie, co?
Mormon przyglądał mu się z nieukrywanem