Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bie, by nie upaść. Wszelako był on przedewszystkiem człowiekiem czynu i wnet odzyskał przytomność umysłu. Schwyciwszy tlącą się jeszcze gałęź, rozdmuchał ogień tak, że zajaśniała płomieniem i przy tem świetle rozglądał się bacznie dokoła. Ziemia była stratowana kopytami końskiemi, co dowodziło, że liczny oddział jeźdźców dogonił zbiegów, a kierunek końskich śladów wskazywał, że następnie powrócili do Salt Lake City.
Czy zabrali ze sobą jego towarzyszów? Jefferson Hope zaczął już przypuszczać, że tak się stało, gdy nagle wzrok jego padł na przedmiot, na którego widok począł drżeć na całem ciele. Nieopodal w bok wznosił się niewielki nasyp czerwonawej ziemi, którego poprzednio tam nie widział. Pomyłka była tu niemożliwa — to świeżo wykopany grób.
Zbliżywszy się, Jefferson ujrzał kawałek papieru w szczelinie zatkniętego w ziemię kija, a na tym papierze napis krótki, ale, niestety, nazbyt wymowny:

JAN FERRIER.

Obywatel Salt Lake City.

Zmarł d. 4 sierpnia 1860.

Czerstwy starzec, którego opuścił przed kilku godzinami zaledwie, przestał istnieć i pozostał po nim jedynie ten napis grobowy. Jefferson Hope spojrzał dokoła błędnym wzrokiem, szukając drugiego grobu, lecz go nie znalazł. Lucy została zatem zabrana przez swych strasznych prześladowców, aby spełnić przeznaczenie początkowe i powiększyć harem syna jednego ze Starszych. Gdy Jefferson uprzytomnił sobie całą grozę losu ukochanej i własną wobec tego bezsilność, zaczął gorzko żałować, że nie dzieli ze starym farmerem cichego miejsca wiecznego spoczynku.
Niebawem jednak, pod wpływem wrodzonej energii, otrząsnął się ponownie z pognębienia, wywołanego rozpaczą. Jeśli wszystko utracił, miał