Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skończonej amazonki; lica jej były lekko zaróżowione od ruchu i wysiłku, a bujne, ciemno-blond włosy ze złocistym odcieniem spadały swobodnie na ramiona. Ojciec dał jej, jak to często bywało, zlecenie do miasta; jechała tedy i śpieszyła się z całą niefrasobliwością młodości, myśląc jedynie o zleceniu owem i o tem jak je załatwić. Znużeni podróżą awanturnicy spoglądali na nią ze zdumieniem a nawet obojętni Indyanie, okryci skórami, otrząsali się ze swej martwoty i podziwiali urodę dziewicy o „bladej twarzy.“
Wjeżdżała właśnie na przedmieście, gdy nagle zagrodziło jej drogę wielkie stado bydła, pędzone przez sześciu tęgich, ponurych pastuchów z równin. Zniecierpliwiona, usiłowała ominąć tę przeszkodę i skierowała konia na wolne, jak jej się zdawało, przejście. W jednej chwili wszakże bydło stłoczyło się i otoczyło ją dokoła, tak, że ta ruchoma fala buhajów o dzikiem spojrzeniu i śpiczastych rogach niosła ją prawie.
Przyzwyczajona do bydła, nie przelękła się tego położenia, lecz korzystała z każdego wolniejszego miejsca, by skierować na nie konia, w nadziei, że zdoła jednak wydostać się z pośród stada. Na nieszczęście, bądź przypadkiem, bądź umyślnie, jeden z buhajów ubódł konia rogami w bok; koń, wystraszony, zarżał z bólu i wściekłości, stanął dęba i zaczął się rzucać tak gwałtownie, że trzeba całej umiejętności i pewności młodej dziewczyny, by nie wylecieć z siodła. Położenie stawało się coraz groźniejsze. Za każdym skokiem koń spotykał się z rogami jednego z buhajów; a te ciosy wprawiały go w szał coraz większy. Lucy całym wysiłkiem już teraz trzymała się w siodle i zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że, jeśli się zesunie, zginie straszną śmiercią pod kopytami stada rozwścieczonych zwierząt.
Nieprzywykła do takich zajść niespodziewa-