Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyżbyśmy weszli nie do tej jaskini? spytałem.
— Co to, to nie — odparł lord John, nie spuszczając palca z mapy, — siedemnasta z prawej i druga z lewej. Jesteśmy we wskazanej jaskini niezawodnie.
Spojrzałem w kierunku jego palca i nagle wydałem okrzyk radości.
— Już wiem! Chodźcie za mną!
Świecąc sobie pochodnią śpiesznie przebiegłem drogę, którąśmy przeszli.
— Tutaj — rzekłem, wskazując na rzucone na ziemię zapałki — tutaj zapaliliśmy światła.
— Tak jest.
— Jaskinia rozwidla się w dwóch kierunkach, a my minęliśmy pierwsze rozwidlenie przed zapaleniem pochodni. Z prawej strony musi się znajdować dłuższy korytarz.
Rozumowałem trafnie, nie uszliśmy bowiem nawet trzydziestu yardów, gdy ujrzeliśmy przed sobą wielki ciemny otwór. Zagłębiwszy się weń znaleźliśmy się w korytarzu znacznie szerszym niż poprzedni. Szliśmy nim niecierpliwie na przestrzeni kilkuset yardów, aż nagle w ciemności przed nami błysnął czerwonawy punkcik. Zatrzymaliśmy się zdumieni.
Wąska, jasna smuga leżała przed nim: pobiegliśmy ku niej. Była nieruchoma i zimna, a jednak błyszczała nieustannie przed nami, rzucając ostre