Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zielony wąż wodny wychylił się z sitowia i porwał w swe sploty sternika z łodzi Challengera.
Opowiem także o przedziwnych, wielkich mglistych nocnych stworzeniach — do dziś dnia nie wiemy czy były to płazy, czy zwierzęta — które żyją w błotach na wschód od jeziora i nocą unoszą się w powietrzu z fosforycznym blaskiem. Indianie boją się ich tak panicznie, że nie chcą zbliżyć do błota, my zaś, choć dwukrotnie robiliśmy doń wyprawę, i oglądaliśmy jego dziwacznych mieszkańców, jednak nie zdołaliśmy przebyć trzęsawisk i dotrzeć do ich legowisk. Powiem więc tylko, że wydały mi się większe od krowy, a wydzielały dziwny, piżmowaty zapach. Wspomnę również o wielkim ptaku, który zapędził Challengera na skały: był to ptak większy od strusia, o sępiej szyi i groźnym łbie, będącym jakby uosobieniem okrucieństwa. Gdy Challenger szybko wspinał się na schody, ptaszysko jednem uderzeniem potężnego dzioba urwał mu podeszwę od buta, tak jakgdyby ją odcięło nożem. Tymi razem broń współczesna odniosła zwycięstwo i olbrzymie stworzenie (dwadzieścia stóp wysokości) — phororacus, według słów zdyszanego, lecz zachwyconego Challengera — padło od kuli lorda Johna, jak tuman pierza, z pośród którego wynurzyły się wierzgające nogi i błysnęła para żółtych, złych oczu. Chciałbym ujrzeć tę potężną, płaską czaszkę wśród trofeów w mieszkaniu przy ulicy Albany!