Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wreszcie będę musiał wspomnieć i o toxodonie, — na jakie dziesięć stóp wielkiej świni, o olbrzymich sterczących kłach, — którąśmy pewnego ranka zabili przy wodopoju.
Opiszę to wszystko z czasem i z prawdziwą rozkoszą zatrzymam się myślą na tych cudnych, letnich wieczorach gdy, pod sklepieniem ciemno-błękitnego nieba, leżąc obok siebie wśród gęstej trawy, podziwialiśmy dziwne ptactwo, unoszące się nad nami. Nieznane stworzenia, wypełzszy ze swych nor, przyglądały się nam, podczas gdy drzewa pochylały ku nam gałęzie, obciążone owocami, a wspaniałe osobliwe kwiaty darzyły nas zapachem swych wielkich kielichów.
Te sceny, które wryły mi się w pamięć na zawsze, chciałbym przenieść kiedyś żywcem na papier.
Ale zdziwi się pan zapewne, na co ta zwłoka, na co poszukiwanie nowych wrażeń, gdy wszystkie siły moje i mych towarzyszy powinny być ciągle skierowane ku wydobyciu się z naszej pułapki? Każden z nas myśli o tem ale bezskutecznie; o jednem tylko jesteśmy w zupełności przekonani: indjanie nie uczynią nic aby nam dopomódz. Pod każdym innym względem są nam przyjaźni, niemal niewolniczo oddani, ale gdyśmy im proponowali, by nam pomogli przerzucić drewnianą kładkę przez przepaść, albo aby nam dostarczyli zwojów ljan lub postronków skórzanych, któremibyśmy się mogli przy zejściu posłużyć — spotykaliśmy się ze sta-