Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Towarzysze nasi są pomordowani, cóż więc z tego, że ja ocalałem Tamci zginęli, i nigdzie niema dla nas bezpieczeństwa. Otośmy się zebrali i przygotowali, ci dziwnie ludzie — tu wskazał na nas — są nam przyjaźni. Wielcy to wojownicy a nie nawidzą małpoludzi tak jak i my. Rozkazują oni gromom i błyskawicom — tu wyciągnął ramię ku niebu — kiedyż więc trafi nam się taka druga okazja Ruszajmy na bój, aby zginąć lub zwyciężyć. Jakżesz inaczej będziemy śmiali stanąć przed obliczem naszych niewiast?
Drobni, czerwonoskórzy wojownicy zawiśli na ustach mówcy, a gdy skończył, uczcili go okrzykiem zapału, potrząsając nad głowami bronią. Stary wódz podszedł ku nam i zadał nam jakieś pytanie wskazując jednocześnie na las. Lord Roxten znakiem kazał mu zaczekać na odpowiedź i zwrócił się do nas:
— Musicie się zdecydować, panowie, co chcecie czynić — rzekł — co do mnie, mam pewne porachunki z tym małpiem plemieniem, i jeżeli skończą się one jego zniknięciem z powierzchni ziemi, to nie sądzę, aby świat ucierpiał wcale z tej przyczyny. Idę z tym czerwonym ludkiem i w miarę sił pomogę im w przedsięwzięciu. Co pan na to, młodzieńcze?
— Idę, oczywiście z panem.
— A Challenger?