Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wartowników schwyciło go za ręce i pociągnęło ku przepaści. Kościste ciało profesora, długie jego ręce i nogi stawiały opór, trzepocząc się jak kurczę, wyciągane z kojca. Challenger rzucił się do króla i wyciągając ręce, prosił, błagał łaski, zaklinał o litość. Ale król odepchnął go niecierpliwie na bok i potrząsnął odmownie głową. Był to ostatni ruch, jaki świadomie wykonał na ziemi, w tej chwili bowiem rozległ się suchy trzask strzelby lorda Johna i sobowtór Challengera padł na ziemię, jako włochata, skrwawiona, drgająca masa.
— Pal! — zakomenderował mój towarzysz — pal! w samą tłuszczę.
Niezgłębione są jednak zakamarki duszy ludzkiej. Z natury jestem dość miękki i nieraz czułem łzy w oczach na widok postrzelonego zająca, ale w owej chwili zbudziła się we mnie żądza krwi. Nie zdając sobie niemal sprawy z tego co robię, klęczałem na ziemi i nabijałem raz pa raz karabin, strzelałem w zwartą gromadę przed sobą, wypróżniałem magazyn, znów go ładowałem, nie przestając krzyczeć z zaciekłości, gniewu i mściwej rozkoszy. Nasze cztery strzelby narobiły sporo spustoszenia, dwaj małpoludzie, trzymający Summerlee padli pod naszymi strzałami, a ich jeniec, odurzony, osłupiały, chwiał się na nogach, nie rozumiejąc że jest wreszcie wolny. Gromada małpoludzi rozproszyła się w popłochu, przerażona tym