Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pierwszych rzędów przywitała wrzask towarzyszący ukazaniu się profesora, pełnym aprobaty uśmiechem. Wrzask ten przypominał ryki dzikich zwierząt czujących zbliżenie się pogromcy. Znać było w tem wszystkiem obraźliwą intencję, a jednak zdawało mi się, że było to raczej wyśmiewanie się z kogoś kto nas bawi i interesuje, a nie wybuch nienawiści lub wzgardy. Challenger uśmiechnął się z wyrazem zmęczenia i pobłażliwej litości, jak człowiek, którego podobne rzeczy dotknąć nie mogą. Poczem usiadłwszy w fotelu, przeciągnął ręką po gęstej brodzie, i z pod opuszczonych powiek spojrzał na salę. Krzyki jakiemi go przyjęto jeszcze nie umilkły, gdy przewodniczący profesor Ronald Murray, wszedł na estradę w towarzystwie prelegenta p. Waldrona.
Bez najlżejszego zamiaru obrażenia profesora Murray, muszę jednak stwierdzić, iż posiada on, zwykłą anglikom wadę niewyraźnej mowy. Wogóle zastanawiałem się nieraz nad pytaniem czemu ludzie, którzy mają coś do powiedzenia, nie starają się mówić tak aby byli usłyszani. Profesor Murray skierował kilka głębokich uwag do swego białego krawata i karafki na stole, przyczem uśmiechał się porozumiewawczo w stronę srebrnego świecznika, znajdującego się po jego prawej ręce. Wypełniwszy te obowiązki usiadł, a p. Waldron, popularny i lubiany mówca, podniósł się, witany gromem oklasków. Był to wysoki mężczyzna, o ruchach