Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzonym przez ogół. Oparty o poręcz swego fotela, słuchał mnie, przymknąwszy oczy, a uśmiech wyrozumiały, lecz zarazem zadowolony, rozjaśnił jego twarz.
— Jest to największe odkrycie o jakiem kiedykolwiek słyszałem! — mówiłem z entuzjazmem raczej dziennikarskim niż naukowym. Wprost niesłychane. Pan jest Kolumbem nauki, który odkrył zaginiony świat. Szczerze żałuję żem mógł wątpić w pana. Ale to było tak niewiarygodne. Teraz chylę głowę wobec tych dowodów i dziwię się tylko, że są ludzie którzy nie chcą się dać przekonać.
Profesor jaśniał zadowoleniem.
— Ale co pan począł dalej, profesorze?
— Nadeszła już pora deszczowa, panie Malone, a zapasy moje były na wyczerpaniu. Zbadałem częściowo tę olbrzymią skałę, ale nie zdołałem jej przebyć. Ów złom kamienny w kształcie piramidy, gdziem ujrzał i zastrzelił pterodaktyla, był bardziej dostępny. Wdrapałem się nań nawet do połowy i z tej wysokości zdałem sobie lepiej sprawę z ogromnej przestrzeni skał ciągnących się po za nią. Zielonkawy łańcuch gór zdaje się nie mieć końca, ani na wschód, ani na zachód. W dole leży błotnista, leśna równina obfitująca w węże, owady i ziejąca gorączka. Broni ona wejścia do tej dziwnej krainy.
— Czy znalazł pan jakie ślady życia.