Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choć jeden prawdziwy krokodyl w Ameryce Południowej. Różnica polega...
— Chciałem poprostu powiedzieć, iż nie widzę nic nadzwyczajnego w tych rysunkach. Nic coby usprawiedliwiało pańskie słowa.
Uśmiechnął się spokojnie.
— Niech pan ogląda dalej.
Czułem się rozczarowany. Odwróciwszy stronę, miałem przed sobą szkic pejzażowy, wykonany w dość ostrych kolorach, tak jak to zwykle czynią artyści, malując z natury studjum, które mają później starannie wypracować. Gęstwa jasno-zielonej roślinnności stanowiła tło, na którem ostrą, ciemnoczerwoną linją odcinał się szereg bazaltowych, stromych skał; stanowiły one nieprzerwana ścianę, w jednym punkcie, której unosił się samotny, do piramidy podobny złom, a na nim rosło olbrzymie drzewo, przedzielone, jak się zdawało, głęboką rozpadliną od głównej skały. A nad tem wszystkiem błękitne, tropikalne niebo. Cieniutkie pasmo roślinności zieleniło się na rudawym szczycie skał. Na następnej stronicy znajdował się ten sam pejzaż, ale znacznie większy, tak, iż można było dokładnie rozróżnić wszystkie jego szczegóły.
— No? — zagadnął profesor.
— Jest to formacja oczywiście ciekawa — odrzekłem — gdybym był geologiem, pozwoliłbym sobie może nazwać ją nadzwyczajną.