Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

olbrzymia żaba. Głowę oparł na poręczy, a oczy wpół przysłonił powiekami. Nagle odrzucił się z krzesłem w bok, ukazując najeżone włosy i kawałek czerwonego ucha. Szukał czegoś w nawale papierów, rozrzuconych na biurku i wreszcie zwrócił się znów do mnie, trzymając w ręku coś, w rodzaju mocno wysłużonego notatnika.
— Będę panu opowiadał o Południowej Ameryce — rzekł — wypraszam sobie jakiekolwiek komentarze. I przedewszystkiem uprzedzam, że ani jedno słowo z tego wszystkiego co pan tu usłyszysz, nie może bez mojego specjalnego zezwolenia przedostać się w jakikolwiek bądź sposób do wiadomości publicznej. Zezwolenia tego prawdopodobnie nigdy panu nie udzielę. Czy zrozumiał pan mój warunek?
— Jest on nader uciążliwy — zauważyłem — upewniam pana, że dokładne sprawozdanie...
Położył notatnik na stole.
— Sprawa wyczerpana — rzekł — żegnam pana.
— Nie, nie, zaprotestowałem — przyjmuję pańskie warunki. Nie mam zresztą innego wyboru.
— Żadnego.
— W takim razie obiecuję milczeć.
— Pod słowem honoru?
— Pod słowem honoru.