Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cień wątpliwości przemknął w jego zuchwałem spojrzeniu.
— Cóż ja mogę zresztą wiedzieć o pańskim honorze? — rzekł.
— Doprawdy, mój panie — zawołałem gniewnie — pozwala pan sobie za dużo! Jeszcze nikt w życiu tak mnie nie obraził.
Mój wybuch raczej go zajął, niż uraził.
— Typ okrągłogłowca — szepnął — bracefalistyczny, szaro-oki, ciemno-włosy, z lekkiemi śladami negroidu. Pan musi być celtem?
— Jestem Irlandczykiem, panie.
— Irlandczykiem?
— Tak jest.
— To wyjaśnia sytuację. Więc jednem słowem, zobowiązał się pan do zachowania tajemnicy moich zwierzeń? Muszę zauważyć, że nie będą one zupełne, ale dam panu kilka ciekawych wyjaśnień. Wiadomem jest panu zapewne, że przed dwoma laty odbyłem podróż do Ameryki Południowej, podróż, która w wszechświatowej historji nauki będzie miała znaczenie ogromne. Celem jej było sprawdzenie niektórych wniosków Wallace’go i Bates’a, co mogłem jedynie uczynić drogą obserwacji, w tych samych co i oni warunkach, opisywanych przez nich zjawisk. Ekspedycja moja byłaby godna uwagi, nawet gdyby nie dała żadnych innych, prócz tych wyżej wspomnianych wyników,