Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żonę i prężąc swą olbrzymią pierś, poczem nagle, zmieniając ton, dodał:
— Niech pan zechce wybaczyć drobne nieporozumienia rodzinne, panie Malone. Sprowadziłem tu pana z powrotem dla poważniejszych celów, niż mieszanie pana do naszych figlów domowych. Uciekaj mała kobietko i nie martw się niczem. — Oparł swe wielkie ręce na jej ramionach i tak ciągnął dalej. — W tem, co mówisz, masz rację, byłbym prawdopodobnie znacznie lepszym, gdybym słuchał twoich rad, ale nie byłbym wówczas Jerzym Edwardem Challengerem. Jest wielu lepszych odemnie, ale jest jeden tylko Jerzy Edward Challenger, więc staraj się z nim pogodzić.
I z temi słowy złożył na jej policzkach głośny pocałunek, który stropił mnie bardziej jeszcze, niż jego poprzednia gwałtowność.
— A teraz, panie Malone — ciągnął z nagłym napadem godności — poproszę pana tędy. — Powróciliśmy do pokoju, któryśmy przed dziesięciu minutami opuścili tak hałaśliwie. Profesor starannie zamknął drzwi za sobą. Wskazał mi fotel i podał pudełko z cygarami.
— Prawdziwy San-Juan-Colorado — rzekł. — Ludzie skłonni do podnieceń, tak jak pan, gustują w narkotykach. Na Boga, niech pan nie odgryza końca — niech go pan obetnie i to z należytą atencją. A teraz niech pan siądzie wygodnie i wysłucha