Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przypominało olbrzymiego szarego ptaka, i co uniosło się zwolna z ziemi aby, frunąć nisko i równo, i zniknąć między drzewami.
— Czyście widzieli? — krzyczał Challenger rozpromieniony — Summerlee, widział pan?
Profesor Summerlee wpatrywał się w miejsce gdzie znikło szare zjawisko.
— Cóż to było według pana? zapytał.
— Pterodaktyl, bez żadnych wątpliwości.
Summerlee wybuchnął drwiącym śmiechem.
— Ptero — głupstwo! — odparł — prawdopodobnie był to bocian.
Złość odebrała Challengerowi mowę: zarzucił więc tylko swój ładunek na plecy i ruszył dalej. Ale lord John podszedł do mnie z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. W ręku trzymał polową lunetę.
— Obejrzałem tego ptaka zanim zniknął wśród drzew — rzekł — nie mogę powiedzieć co to było, ale daje moje słowo sportsmena, że nie był to żaden z ptaków, jakie kiedykolwiek oglądałem.
Tak więc się mają rzeczy. Czyżbyśmy istotnie byli na forpocztach tego świata, o którym opowiadał nasz kierownik? Z tego co zaszło dowie się pan tyleż co i ja. Incydent ten był właściwie jedynym, gdyż dotychczas nie widzieliśmy nic niezwykłego.
A teraz, mili moi czytelnicy (jeżeli wogóle istniejecie) pokazałem wam szeroką rzekę, puszczę leśną, zielony tunel wodny, gęstwinę bambusową,