Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jąc tak, mieliśmy słuszność, gdyż sam Challenger przyznał iż rozpoznaje ślady poprzedniej swojej podróży, a w jednem miejscu natrafiliśmy na cztery, zczerniałe od dymu kamienie, pozostałe najwidoczniej z dawnego obozowiska.
Grunt wciąż się podnosił; dotarliśmy do skalistego zbocza, na które wspinaliśmy się przez dwa dni. Roślinność znów się zmieniła, napotykaliśmy już jedynie drzewa dające roślinną kość słoniową, a między nimi rosła olbrzymia ilość cudownych orchidei. Nauczyłem się rozpoznawać ich rozmaite gatunki a mianowicie: szkarłatne i różowe kwiaty, odonte gloseum i rzadkie okazy Nuttinia Vexcillaria. Gdzieniegdzie w ramach malowniczych wybrzeży, spadały z gór bystre potoki, nad którymi rozbijaliśmy nocą obozowisko, łowiąc w ich wodzie niezwykle smaczne, błękitnawe ryby, podobne z kształtu i rozmiaru do naszych pstrągów.
Na dziewiąty dzień pieszej wędrówki, zrobiwszy blisko sto dwadzieścia mil, zaczęliśmy wydobywać się z lasu, który rzednąc coraz bardziej, zmienił się stopniowo w gęste zarośla. Przebywszy je, napotkaliśmy gaj bambusowy, tak gęsty, że musieliśmy wyrąbywać w niem przejście. Zajęło nam to cały dzień od siódmej rano do ósmej wieczór, z dwoma tylko, godzinnymi wypoczynkami. Trudno wyobrazić sobie coś również monotonnego i męczącego, nawet na miejscach stosunkowo otwartych horyzont nie sięgał dalej dziesięciu czy dwudzie-