Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trzeciego dnia stało się jasnem, iż nasza podróż nie potrwa długo, gdyż strumień stawał się coraz płytszym. W ciągu dwu godzin utknęliśmy dwukrotnie na mieliźnie. Ostatecznie, wepchnąwszy czółno między sitowie, zatrzymaliśmy się na noc na wybrzeżu. Nazajutrz rano lord Roxton i ja zapuściliśmy się na parę mil w las, idąc brzegiem strumienia, ale ponieważ stawał się on coraz węższym, zawróciliśmy aby oznajmić, że zgodnie z przypuszczeniem profesora Challengera, znajdujemy się już na miejscu, skąd wszelka żegluga staje się niemożliwą. Wyciągnęliśmy więc czółno na brzeg, ukryliśmy je wśród zarośli i nacięliśmy siekarami pnie drzew, aby oznaczyć miejsce kryjówki. Poczem rozdzieliwszy między siebie pakunki jak to: amunicję, zapasy żywności, namiot, pledy, broń i t. p. ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zaczęła się ona od kłótni naszych dwu uczonych; od chwili swego przybycia Challenger objął kierownictwo wyprawy, wydając wszystkim jej uczestnikom rozporządzenia, ku widocznemu niezadowoleniu profesora Summerlee. Doszło do wybuchu w tej sprawie w chwili, gdy Challenger obarczył go jakąś funkcją (choć było to zaledwie dźwiganie aneroida).
— Czy wolno mi pana spytać — rzekł Summerlee ze złowrogim spokojem — w jakim charakterze wydaję pan te rozkazy?
Challenger najeżył się cały i błysnął oczyma.