Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ich powierzchni tysiące różnobarwnych kręgów. Była to aleja prowadząca w krainę cudów.
Po indjanach nie pozostało ani śladu, natomiast coraz więcej spotykaliśmy zwierząt, a ich śmiałość zdradzała, że nie znały myśliwych. Małe zwinne małpeczki, o sierści czarnej jak aksamit, śnieżnobiałych zębach i szydersko błyszczących oczkach, skrzeczały na nasz widok. Od czasu do czasu jakiś kajman z pluskiem pogrążał się z brzegu w wodę, a raz ciemny ociężały tapir wyjrzał na nas z gęstwiny, poczem pośpiesznie schronił się do lasu. Raz także mignęło wśród zarośli płowe ciało wielkiej pumy, której zielone, złowieszcze oczy rzuciły na nas nienawistne spojrzenie. Było też całe mnóstwo ptaków, szczególnie błotnych: bocianów, czapli i ibisów. W niedużych grupkach, czerwonych, błękitnych i białych, zbierały się na każdym nadbrzeżnym pniu, a w pobliżu ich w kryształowej wodzie igrały ryby wszelkich kształtów i barw.
Trzy dni płynęliśmy przez ten cienisty, zielony tunel, którego wody zdawały się zlewać w oddali z jego sklepieniem. Żaden odgłos ludzki nie mącił tej uroczystej, głębokiej ciszy.
— Niema tu indjan. Strach przed Curupuri — rzekł Gomer.
— Curupuri jest to duch lasów — wyjaśnił lord John — oznacza on ducha zła. Biedacy ci myślą, że czai się on w tych drzewach i dlatego ich unikają.