Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

konia, że to mu do twarzy. Potwierdzał tę opinię i Roman. Srokatego naprzykład za nie by nie kupiono. Miejsce woziwody stałe na mocy jakiegoś prawa zajmował Roman i nikt u nas nigdy nie myślał nawet zaprzeczać mu tego prawa. Kiedy padł poprzedni Gniadek, nikomu do głowy nie przyszło, nawet majorowi, obwiniać o to Romana: wola Boża i koniec, a Roman dobry woźnica.
Wkrótce nowy koń stał się ulubieńcem ostroga Aresztanci, choć lud surowy, podchodzili doń często i głaskali. Roman, bywało, wracając od rzeki, zamyka wrota, które mu otworzył podoficer, a gniadek wszedłszy na dziedziniec stoi z beczką i czeka i strzyże nań uszami. „Ruszaj sam!“ — krzyknie mu Roman — i gniadek natychmiast pociągnie sam beczkę, dowiezie ją do kuchni i zatrzyma się, oczekując na kucharzy i paraszników, którzy przychodzą z wiadrami. „Mądrala, gniadek!“, wołają aresztanci, „sam przywiózł!... Słucha rozkazu!“
— Widzisz go, w samej rzeczy: bydlę, a przecież pojmuje!
— Zuch, gniadek!
Gniadek obraca głową i parska, rzekłbyś rozumie, co o nim mówią i cieszy się z pochwał. I zaraz ktoś się znajdzie, co mu wyniesie chleba z solą. Gniadek spożywa i znowu głową zamacha, jakby mówił: „Znam ciebie, znam! I jam miły konik, i tyś dobry człowiek!“