Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gości, bez czapek, w kurtkach albo półkożuszkach, pomimo duszącego powietrza w izbie. Naturalnie, miejsca dla aresztantów było bardzo mało. Ale nie dość, że literalnie jeden siedział na drugim, szczególnie w ostatnich rzędach; zajęte były także nary, kulisy, a wreszcie znaleźli się amatorowie, którzy na każde przedstawienie chodzili do drugiej, sąsiedniej kazarmy i stamtąd z za tylnej kulisy przypatrywali się widowisku. Ścisk w pierwszej połowie teatralnej kazarmy był nie do opisania, i równał się chyba temu ściskowi, który niedawno przedtem widziałem w łaźni. Drzwi od sieni były otwarte; w sieniach, gdzie było ze dwadzieścia stopni mrozu, cisnął się także lud więzienny.
Nas, to jest mnie i Piętrowa, puszczono natychmiast naprzód, prawie do samych ławek, gdzie było daleko widniej, niż w tylnych rzędach. We mnie po części ceniono znawcę, który bywał i nie w takich teatrach; aresztanci widzieli, jak przez cały czas przygotowań teatralnych Bakłuszyn naradzał się ze mną, z jakiem był dla mnie uszanowaniem; a więc należy mi się teraz — tak rozumowali — pierwszeństwo i honorowe miejsce. Prawda, aresztanci odznaczali się próżnością i najwyższą lekkomyślnością, ale grunt w nich był inny. Śmiali się oni ze mnie, widząc, żem lichy w porównaniu z nimi robotnik; Ałmazow z pogardą spoglądał na nas, szlachtę, pyszniąc się wobec nas swoją umie-