Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Icka, to im nasz teatr sprawiał prawdziwą rozkosz. Icek za każdym razem dawał trzy kopiejki, a ostatniego razu położył aż dziesięć kopiejek na talerzu i uszczęśliwienie malowało się na jego twarzy. Aktorowie postanowili zbierać składkę od obecnych, kto co da, na rozchody teatralne a także i na własne „pokrzepienie“. Pietrow zapewniał mię, że choćby teatr był najbardziej nabity, to jednak mnie puszczą na jedno z pierwszych miejsc dla tego naprzód, że jako bogatszy od innych, zapewne dam więcej, a powtóre, że się więcej od nich znam na rzeczy. Tak się też i stało. Ale opiszę naprzód salę i urządzenie teatru.
Wojenna kazarma nasza, w której urządzono teatr, miała piętnaście kroków długości. Z dziedzińca wchodziło się na ganek, z ganku do sieni, z sieni do kazarmy. Ta długa izba, jak to już powiedziałem przedtem, miała szczególne urządzenie: pod ścianami ciągnęły się nary, środek zaś kazarmy był wolny. Połowa izby, bliższa wejściu z ganku, oddana była widzom; druga połowa, z której było przejście do innej kazarmy, przeznaczoną była na scenę. Przedewszystkiem uderzyła mię kurtyna. Ciągnęła się wpoprzek całej kazarmy na kroków dziesięć. Kurtyna była zbytkowym przedmiotem, że było się czemu przypatrzeć. Malowana była olejno: wyobrażone były na niej drzewa, altanki, sadzawki, gwiazdy. Zrobiono ją z płótna starego i nowego, ile kto dał i zaofiarował; ze