Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

między nimi z panów; gdzieś kiedyś pełnił jakąś służbę rządową. Mówił pokorniutko, szepleniąc trochę, uśmieszek słodziutki. Pokazywał nam swój łańcuch, pokazywał, jak trzeba kłaść się na tapczanie, ażeby było wygodniej. Musiał to być dobry kiedyś ptaszek! Wszyscy tacy wogóle zachowują się bardzo spokojnie i zdają się być zadowoleni, a tymczasem każdy z nich niezmiernie pragnie, aby jak najprędzej nadszedł termin odjęcia z łańcucha. I dla czegóż, zdawałoby się, ma tak pragnąć tego? A oto dlaczego: wyjdzie wówczas z dusznej, zatęchłej izby z niskiem, ceglanem sklepieniem i przejdzie się po dziedzińcu ostroga, — oto i wszystko. Za ostróg nigdy go już nie puszczą. Sam on wie, że spuszczeni z łańcucha na zawsze trzymani są w w ostrogu, do samej śmierci, i w kajdanach. Wie o tem i pomimo tego z ogromnem upragnieniem wyczekuje zdjęcia z łańcucha. Czyż bez tego pragnienia mógłby przesiedzieć pięć lub sześć lat na łańcuchu, i nie umrzeć lub nie oszaleć? Czy inny nie wolałby zginąć raczej, niż tak siedzieć?
Czułem, że praca może mię ocalić, wzmocnić moje zdrowie, ciało. Ciągły niepokój wewnętrzny, rozdrażnienie nerwowe, zamknięte powietrze koszar, to wszystko mogło mię zniszczyć zupełnie. Jak najczęściej być na wolnem powietrzu, codzień doznawać znużenia, przyuczać się do dźwigania ciężarów, w ten sposób przynajmniej ocalę siebie, — tak